PGE obwinia pracowników za awarię w elektrowni. Dyrektor groził zwolnieniami, interweniowali związkowcy

Według koncernu PGE GiEK za wielką awarię w bełchatowskiej elektrowni, do której doszło w czerwcu, są odpowiedzialni również pracownicy. Dyrekcja zakładu chciała ukarania energetyków m.in. upomnieniami, a nawet zwolnieniem z pracy. W sprawie interweniowały związki zawodowe. Po rozmowach PGE zdecydowało się od odstąpić od kar. Atmosfera w elektrowni jest bardzo napięta, a załoga mówi o „psychozie strachu”.

Do jednej z największych w ostatnich latach awarii bełchatowskiej elektrowni doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek 22 czerwca. Ulewny deszcz spowodował wyłączenie aż czterech bloków energetycznych. Ogromne ilości wody dostały się do jednego z budynków układu nawęglania tzw. przesypowni nawęglania, z której podawany taśmociągami jest węgiel do bloków 5-8. Podjęto decyzję o wyłączeniu jednostek, ponieważ woda z zalanego pomieszczenia musiała zostać wypompowana. Przerwa w produkcji prądu trwała do rana, gdy podano węgiel do zasobników przykotłowych we wspomnianych blokach energetycznych.

W elektrowni powołano specjalny zespół, który miał zbadać szczegóły awarii. Po kilku tygodniach ustaleń stwierdzono, że oprócz fatalnej pogody, winę ponoszą również energetycy, którzy byli wówczas na nocnej zmianie. Dyrekcja zakładu postanowiła ukarać pracowników. W sprawę włączyły się jednak związki zawodowe, które zaprotestowały wobec takiego rozwiązania.

- Dowiedzieliśmy się, że kary jakie planowano zastosować przewidywały nie tylko upomnienia, ale również zwolnienia pracowników. Podjęliśmy interwencję, bo uważamy, że pracownicy tutaj nie zawinili – mówi Andrzej Nalepa, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego w Elektrowni Bełchatów.

Organizacje związkowe wystosowały pismo do dyrektora elektrowni w obronie pracowników, żądając odstąpienia od karania pracowników. Ich zdaniem, odpowiedzialność za całą sytuację ponoszą decydenci z PGE i PGE GiEK, którzy od wielu lat ograniczali liczbę etatów w poszczególnych działach bełchatowskiego zakładu. To, według związkowców, doprowadziło do zwiększenia ryzyka związanego z brakiem możliwości pełnej kontroli nad ogromnym obiektem.

- Było kwestią czasu wystąpienie zdarzeń, których konsekwencje poniesie spółka. Brak etatów to brak oczu i rąk pracowników, aby w bezpiecznym czasie dostrzec zagrożenia i im zapobiec. Władze firmy podjęły ryzyko szukając oszczędności. Dziś muszą odpowiedzieć sobie na pytanie czy to się opłaciło. Zwłaszcza, że obiekty i urządzenia się starzeją, a oszczędza się zarówno na etatach, jak i na inwestycjach. Niedopuszczalnym jest przerzucanie po awarii odpowiedzialności na pracowników, którzy swoje obowiązki wykonują z należytą starannością, a ograniczenia w obsłudze poczynione nie przez nich prowadzą do stanu podwyższenia ryzyka. Ryzyka, które podkreślamy, wziął się siebie właściciel i zarządzające w jego imieniu organy spółki – napisali związkowcy w liście do dyrektora elektrowni.

Jak do sprawy odnosi się koncern PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna? Rzeczniczka spółki nie zdradza zbyt wielu szczegółów na temat całej sytuacji i wyciągania konsekwencji służbowych wobec załogi elektrowni. Potwierdza jednak, że winą za awarię obarczono również pracowników.

- Po czerwcowej awarii w Elektrowni Bełchatów, która spowodowała wyłączenie czterech bloków energetycznych, powołany został Zespół Awaryjny, który zbadał szczegóły awarii. Wyniki badania potwierdziły, że oprócz warunków atmosferycznych, na powstanie awarii miał wpływ także czynnik ludzki. Spółka nie komentuje zmian personalnych, poza zmianami na stanowiskach menedżerskich – mówi Sandra Apanasionek, rzecznik prasowy PGE GiEK.

Jak mówi Andrzej Nalepa, ostatecznie po rozmowach dyrekcji ze związkami zawodowymi dyrekcja elektrowni odstąpiła od ukarania pracowników. Według związkowców sprawa karania pracowników za awarię, pokazuje jaka atmosfera panuje obecnie w bełchatowskim zakładzie.

- To nie koniec całej sytuacji, bo ona wciąż trwa. Chodzi o sposób zarządzania i oceny podwładnych. Pracownicy, którzy pracują solidnie i rzeczowo, wciąż oceniani są negatywnie. Panuje psychoza strachu. Warto jednak przypomnieć, że w ostatnich latach elektrownia miała bardzo niską awaryjność i wysoką dyspozycyjność. To o czymś świadczy – mówi Andrzej Nalepa.

O mocno napiętej atmosferze w elektrowni mówią też sami pracownicy. Wielu doświadczonych energetyków jeszcze w tym roku zamierza przejść na emeryturę.

- W rozmowach z pracownikami słyszymy, że mają dosyć stresu i nerwów. Wielu deklaruje, że jak tylko nabędą prawa emerytalne odchodzą na emeryturę. Niestety ze strony PGE o przyjęciach młodych osób do pracy nie słychać – mówi Andrzej Nalepa.

Według ostatnich udostępnionych przez PGE GiEK, we wrześniu ub. roku w elektrowni pracowało 3.070 osób. Dla porównania w 2013 roku w zakładzie zatrudnionych było blisko 4 tys. osób czyli o prawie tysiąc więcej niż obecnie...

żródło:

http://ddbelchatow.pl/artykuly/aktualnosci,pge-obwinia-pracownikow-za-awarie-w-elektrowni-dyrektor-grozil-zwolnieniami-interweniowali-zwiazkowcy,91759.htmlhttp://ddbelchatow.pl/artykuly/aktualnosci,pge-obwinia-pracownikow-za-awarie-w-elektrowni-dyrektor-grozil-zwolnieniami-interweniowali-zwiazkowcy,91759.html